Zanim wyjedziemy do pracy warto poznać podstawy jednego z nich. Języki uzależnione są od bliskości do granicy danego kraju. Z uwagi na ceny kursów językowych w Szwajcarii, warto rozważyć odbywanie ich w najbliższym kraju sąsiednim. 6. Poszukiwania pracy czas zacząć! Na Szwajcarskim rynku pracy konkurencja jest duża.
W tym artykule chcielibyśmy się skupić na pracy dla par w Holandii. Bardzo często dostajemy od Was w mailach pytania odnośnie tego tematu, dlatego dzisiaj chcielibyśmy powiedzieć co o tym myślimy, oraz „z czym to się je”. Zapraszamy do lektury! Czy można znaleźć pracę dla pary Oczywiście że można, jednak nie zawsze jest to możliwe. Są agencje pracy, które mówią od razu że nie zatrudniają par, bo taką mają politykę firmy. Być może ktoś uzna że to nie etyczne, ale w takim podejściu jest sporo racji – szczególnie jeśli spojrzymy na to pod kątem biznesowym. Z zatrudnianiem par jest ten problem, że – co całkiem zrozumiałe – chcą one mieszkać i pracować razem. Oznacza to więc, że agencja musi umieścić te osoby w jednym pokoju, co nie zawsze jest proste i możliwe bez przenoszenia innych lokatorów. Dużo problemów sprawia także znalezienie pracy dla takich osób, ponieważ chcą one pracować w tym samym miejscu i na tych samych zmianach, a niestety nie zawsze zapotrzebowanie pracodawcy na to pozwala. Trzeba także mieć na uwadze, że gdy jedna osoba z pary straci pracę wtedy najprawdopodobniej odejdzie z pracy również druga osoba , co jest kolejnym utrudnieniem dla pracodawcy. Gdzie znaleźć pracę dla par w Holandii Tutaj niestety nie jest to już takie proste. Pomimo tego że w Holandii jest całkiem dużo agencji pracy, to jednak rzadko kiedy chcą one zatrudniać pary. Bardzo fajnym wyjątkiem jest tutaj agencja pracy Van Koppen & Van Eijk, która chętnie zatrudnia pary i przykłada szczególną wagę do tego by takie osoby mieszkały razem, niezależnie od tego czy są to znajomi, rodzeństwo czy partnerzy. Jest to bardzo pro pracownicze podejście, gdyż emigracja nieraz bywa trudna i warto mieć wtedy przy sobie bliską osobę. Warto jednak pamiętać, że może dojść do sytuacji, w której pomimo mieszkania w jednym domku, pracować będziecie w dwóch różnych firmach – wbrew pozorom jest to bardzo dobre rozwiązanie. Po pierwsze, lepiej pracować w dwóch różnych miejscach, nic siedzieć bez pracy. Często w komentarzach czy mailach piszecie, że nie macie godzin, że siedzicie na domkach i nic nie zarabiacie – tutaj jest inaczej. Po drugie, czasem przebywanie ze sobą 24 godziny na dobę, jest po prostu męczące. Widzicie się rano, widzicie się w pracy, widzicie się popołudniu oraz wieczorem. Być może z początku brzmi to fajnie, jednak na dłuższą metę potrafi być bardzo męczące. Czy warto szukać pracy dla par w Holandii Odpowiedź na to pytanie, niestety nie jest już tak prosta. Z jednej strony wyjazd we dwie osoby (nie tylko z drugą połówką, ale także z kolegą czy koleżanką) niesie ze sobą wiele plusów, ale są także i minusy. Postaramy się teraz odpowiedzieć jakie są mocne i słabe strony takiego rozwiązania. Po pierwsze praca w parze jest lepsza, bo cały czas mamy koło siebie kogoś kogo znamy i na kim możemy polegać. Jadąc samemu, jesteśmy sami jak palec, a w parze zawsze mamy drugą osobę z którą możemy porozmawiać, wspólnie się nad czymś zastanowić czy nawet pomagać sobie w życiu codziennym. O wiele lepiej iść w obcym kraju, w obcym mieście do sklepu z kimś kogo znamy niż samemu. Podobnie zresztą ma się sytuacja z pracą, o wiele łatwiej jest chodzić do niej z osobą którą się zna, żeby móc później wymienić swoje spostrzeżenia i uwagi odnośnie pracy, kierownika czy ludzi ze zmiany. Jest jeszcze jeden plus związany z takim wyjazdem, który postanowiliśmy zostawić na sam koniec ponieważ jest on przeznaczony jedynie dla par które chcą ze sobą związać przyszłość. Wspólna emigracja i wspólna praca na obczyźnie niesamowicie łączy i pozwala się sprawdzić w różnych sytuacjach.
Odpowiedz na ten komentarz.lepiej mieszkać na wsi czy w duzym miescie. na wioskach tez sa szkoły i niema takiego przeludnienia jak w miastach masz swój ogródek za domem a nie jedziesz na działke za miasto gdzie ze .Moim zdaniem lepiej jest, szczególnie dla młodych ludzi, mieszkać w dużym mieście, ponieważ ma się wtedy więcej
Czy można wyemigrować bez znajomości języków? Jaki język przyda się w Norwegii, a jaki w Egipcie? I czy wszędzie dogadamy się po angielsku? Polki opowiadają o swoich emigracyjnych przeprawach językowych i zdradzają, jak to wygląda w poszczególnych krajach! Do you speak English? Brak znajomości języka lokalnego często zniechęca do wyjazdów w nietypowe, egzotyczne miejsca – zwłaszcza jeśli ma to być przeprowadzka na dłużej. Tymczasem globalizacja robi swoje i chyba nikogo już nie dziwi, że angielski otwiera wiele drzwi na całym świecie. “W Malezji można mieszkać latami i nie używać w ogóle bahasa Melayu, języka urzędowego” – opowiada Jadźka Matelska ( “W praktyce kraj ten (a zwłaszcza stolica Kuala Lumpur) funkcjonuje w dużej mierze w języku angielskim. Oczywiście pewne malezyjskie słówka, głównie związane z jedzeniem, człowiek wyłapuje siłą rzeczy. Ale po angielsku swobodnie porozmawia zarówno z kolegami w biurze jak i z panem sprzedającym smażony ryż na ulicy. Ba, nawet niektórzy rodowici Malezyjczycy, zwłaszcza ci mający chińskie korzenie, po malezyjsku zaledwie dukają.” Podobne doświadczenia miała Ania Maślanka: “Gdy zamieszkałam w Norwegii, nie znałam języka zupełnie. W pracy wszyscy używaliśmy angielskiego. Na naukę zdecydowałam się po czterech miesiącach, gdy już wiedziałam, że chcę zostać w tym kraju.” Oczywiście, nie wszędzie pójdzie nam tak łatwo. Przekonała się o tym Joanna Rutko ( “Szwajcaria ma cztery języki urzędowe: niemiecki, którym posługuje się ponad 60% społeczeństwa, francuski (22,8%), włoski (8,4%) i retoromański (0,6%). Niemiecki, jako najpopularniejszy, sprawia najwięcej problemów. Nie wystarczy język wyuczony w polskiej szkole. Praktycznie każda wioska posługuje się swoim własnym dialektem. W dużych miastach, korporacjach i biznesach turystycznych można porozumiewać się w języku angielskim. Ale jeśli nie pracujesz w międzynarodowej firmie, branży IT czy hotelu, trudno będzie znaleźć zatrudnienie, nie znając podstaw języka kantonalnego.” Są całe regiony świata, gdzie angielski na niewiele się przyda. “W Kolumbii, podobnie jak w całej Ameryce Łacińskiej, językiem, który po prostu trzeba znać, jest hiszpański” – mówi Jadźka Matelska. “Nawet w portugalskojęzycznej Brazylii prędzej porozumiemy się po hiszpańsku niż np. po angielsku. Co prawda słynny latynoski temperament czasem przychodzi z pomocą i aby się dogadać wystarczy mowa ciała plus dobre chęci, jednak bez znajomości hiszpańskiego umyka nam wiele. Bardzo trudno też w takiej sytuacji znaleźć pracę czy porozumieć się w urzędzie imigracyjnym.” Mocno turystyczne kraje, jak Turcja, również sprawiają problemy, co potwierdza Ilona Güllü ( “Jeśli chcesz zatrzymać się w Turcji na dłużej, nauka lokalnego języka to podstawa. Nawet w kosmopolitycznym Stambule nie można brać za pewnik znajomości języka angielskiego u miejscowych.” Siła poliglotek Czasem jednak nie chodzi tylko o przetrwanie. Znajomość języka lokalnego, choć nie jest obowiązkowa, przełamuje lody, otwiera wiele niewidzialnych drzwi i pomaga poczuć się pewniej w różnych sytuacjach. “Mimo iż angielski zupełnie wystarcza mi, aby swobodnie żyć i wszystko załatwić, to jednak nie wyobrażam sobie nie posługiwać się językiem kraju, w którym mieszkam” – opowiada Ania Maślanka. “Chociaż w tej chwili posługuję się norweskim całkiem nieźle, to gdy szukam pracy zaniżam swój poziom. Dlaczego? Otóż w gastronomii zazwyczaj angielski zupełnie wystarcza, gdyż większość kucharzy to imigranci, niewielu z moich współpracowników pochodzi z Norwegii. A jeśli przyznam się, że coś tam umiem, to mogę zostać zastrzelona przez potencjalnego szefa lokalnym dialektem (których w Norwegii jest bardzo wiele), z którego nie zrozumiem nic. Lepiej zatem pokazać się z lepszej strony, niż zbłaźnić. Z takim podejściem wiąże się jeszcze jedna zabawna rzecz. Przed laty mieszkałam w Finlandii i opanowałam język całkiem nieźle. W zeszłym roku wróciłam tam na parę miesięcy. Zapomniałam już, jak się wysłowić, ale nadal dużo rozumiałam. Swoim zwyczajem też nie przyznałam się do tego na początku. No i w ten sposób zdemaskowałam obrabianie mi zadu w mojej obecności. Wyobraźcie sobie minę delikwenta, który tyradę na mój temat zakończył “ta Polka i tak nie rozumie”, a ja odpowiedziałam mu po fińsku, że skoro nie rozumiem, to może zechce przetłumaczyć na angielski.” Podobne podejście wyznaje Ania Bittner ( “Jestem przekonana, że dostęp do kultury i dogłębnego poznania kraju prowadzi przez język – dlatego nie wyobrażam sobie nie uczyć się języka kraju, w którym mieszkam. W Portugalii można żyć z angielskim, znam mnóstwo takich osób. Ale co to za życie! Na skraju społeczeństwa, bazując na tym, co przetłumaczą liczne angielskie stowarzyszenia emigranckie.” Język, ale właściwie jaki? No dobrze, skoro mamy już dobre chęci i zapał do nauki, pojawia się pytanie… jakiego języka naprawdę warto się nauczyć? Okazuje się bowiem, że nie zawsze najbardziej przydatny jest język urzędowy danego kraju. “Przyjeżdżając do Egiptu, podstawowe pytanie jakie należy sobie zadać w kwestii nauki języka, to do czego nam on będzie potrzebny” – opowiada Magda Fou ( “Mimo że oficjalnym językiem jest język arabski, tak naprawdę na co dzień nikt się nim nie posługuje. Do codziennej komunikacji najlepiej od razu zacząć uczyć się dialektu egipskiego. A ponieważ dialekty żyją własnym życiem i są to języki bardziej mówione niż pisane, to znalezienie materiałów do nauki jest wielkim wyzwaniem.” W niektórych krajach sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, np. na Wyspach Zielonego Przylądka (Cabo Verde), gdzie mieszka Emilia Wojciechowska ( Cabo Verde to archipelag dziewięciu wysp rozsianych po Atlantyku i należy do grupy PALOP – państw afrykańskich, w których językiem oficjalnym jest język portugalski, ze względu na historię kolonizacji. Przeprowadzając się na Wyspy Zielonego Przylądka, mówiłam po portugalsku – może nie superpłynnie, ale na pewno komunikatywnie. Jakież zatem było moje zaskoczenie, kiedy już w pierwszych dniach odkryłam, że ten portugalski jest… jakiś inny. I że oni mnie rozumieją, ale ja ich nie do końca! Okazało się bowiem, że i owszem – portugalski jest językiem „oficjalnym”, ale na ulicach króluje kreolski! I bynajmniej na tym nie koniec było moich zaskoczeń! Pierwszą wyspą, na jakiej mieszkałam, była wyspa Santiago. I jeszcze kiedy nie wiedziałam, że zagrzeję tu miejsce na dłużej, wybrałam się w podróż po archipelagu. Podczas tej pierwszej podróży odwiedziłam wyspy Sal, São Nicolau, São Vicente i Santo Antão. Mieszkałam już wtedy kilka miesięcy na Santiago i podłapałam kreolski, więc dumna z siebie, do każdej napotkanej osoby mówiłam, a jakże, po kreolsku! Dogadać się dogadałam, ale… im dalej od Santiago, tym gorzej mi szło. A jak wysiadłam na wyspie Santo Antão, to już zupełnie się załamałam. I tak odkryłam, że zdanie, którego dziś sama często używam do opisania Cabo Verde – „małe, ale różnorodne”, dotyczy także języka. Każda wyspa mówi innym kreolskim. Są nawet różnice w obrębie danej wyspy! I dzięki temu nauka tego języka to dla mnie nadal wielka przygoda, mimo dziewięciu lat na Cabo Verde!” Zaskoczenie może spotkać nawet w krajach angielskojęzycznych, jak mówi Agnieszka Ramian ( “Mamy angielski amerykański, angielski brytyjski i… angielski szkocki! Kiedy drugiego dnia po przyjeździe na obczyznę postanowiłam przetestować moje umiejętności językowe, czułam się pewnie. Przecież wszystko umiem – matura ustna na maksa i piąteczki w dzienniku same się nie zrobiły. Nie chciałam rzucać się od razu na głęboką wodę, więc zaczęłam delikatnie, od podstawowych rozmówek, pytań o kierunki i którędy do celu. Starannie wyselekcjonowanego tubylca zagadnęłam, gdzie znajdę najbliższą bibliotekę. Zrozumiał mnie bez problemu, ochoczo rzucił się do pomocy, bo taki naród. Z jego ust wydobył się jakiś niezidentyfikowany bełkot, ciąg słów, które brzmiały znajomo, ale ich nie rozumiałam. Gdyby nie wyciągnął ręki, aby jednocześnie wskazać mi budynek, którego szukałam, nie wyniosłabym nic z tej interakcji. Szkocki akcent zmienił angielski w obcy język. Osłuchiwałam się przez wiele miesięcy.” Nauka z miłości? Względy praktyczne to jedna sprawa, ale niektóre z nas podejmują naukę języków bardzo nietypowych czy wręcz wymierających, z pasji i zafascynowania daną kulturą bądź regionem. “Nigdy nie sądziłam, że nauczę się któregoś z języków serbołużyckich. Przypadek sprawił jednak, że przed ponad dziesięciu laty, jeszcze jako doktorantka, trafiłam na Łużyce, a obecnie od ponad roku mieszkam w Chociebużu (dolnołuż. Chóśebuz, niem. Cottbus), zwanym stolicą Dolnych Łużyc” – opowiada Justyna Michniuk. “Wielu ludzi pyta mnie, po co w ogóle uczyć się języka dolnołużyckiego, którym mówi dziś może maksymalnie tysiąc osób, a zna go biernie około Siedmiu tysięcy. Mogłabym przecież postawić na bardziej modne języki obce. Taki punkt widzenia mnie nie przekonuje, od dziecka bowiem fascynowało mnie wszystko, co inne, nieznane i troszkę tajemnicze. Tak też jest z językiem dolnołużyckim. Nie bez znaczenia jest oczywiście fakt, że mój luby jest oryginalnym i co najważniejsze świadomym Serbołużyczaninem. Od początku porozumiewaliśmy się w dziwny sposób tzn. każde mówi w swoim języku. W naszym domu nie słychać więc niemieckiego, chociaż oboje używamy go naturalnie w pracy, w urzędach itp. Rozbrzmiewa za to polski, górnołużycki i dolnołużycki. Ze znajomymi i przyjaciółmi rodziny znającymi dolnołużycki mówię w tym języku. Oczywiście wciąż popełniam błędy, jednak staram się ciągle doskonalić w tym, znajdującym się na czerwonej liście języków wymierających, języku słowiańskim, w którego brzmieniu od dawna jestem zakochana.” Może więc, aby naprawdę poznać jakiś kraj, trzeba pokochać jego język? Czasem działa to też w drugą stronę, jak twierdzi Natalia Wojas ( “W Rosji, dokąd przywiodły mnie losy, znajomość rosyjskiego jest obowiązkowa! To prawda, że w kontaktach z firmami współpracującymi z zagranicą, spokojnie można stosować angielski. Ale czy będzie to podstawą prawdziwego, długotrwałego biznesu? Śmiem wątpić. A już na pewno bez znajomości mowy Puszkina nie otarłabym się o słynną rosyjską duszę… Jestem z pokolenia, które miało rosyjski jeszcze w podstawówce, jeździłam wielokrotnie do Rosji, poradziłam sobie w Mołdawii. Jednak w Moskwie z rozpaczą stwierdziłam, że w zasadzie… nie znam rosyjskiego. Znajomość języka to nie tylko słówka, gramatyka i wymowa, ale też bardzo ważny kod kulturowy i znajomość realiów kraju. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że żeby dobrze mówić po rosyjsku, trzeba Rosję pokochać.” O swoich doświadczeniach opowiedziały: Jadźka Matelska (Malezja / Kolumbia, Ania Maślanka (Norwegia) Joanna Rutko (Szwajcaria, Ilona Güllü (Turcja, Ania Bittner (Portugalia, Magda Fou (Egipt, Emilia Wojciechowska (Wyspy Zielonego Przylądka, Agnieszka Ramian (Szkocja, Justyna Michniuk (Niemcy) Natalia Wojas (Mołdawia / Rosja, Całość zebrała i zredagowała: Jadźka Matelska
Raczej czas ten pracownicy spędzają w pracowniczej stołówce, a nie w domu. Tak wygląda standard, ale warto zaznaczyć, że większe korporacje, w dużych hiszpańskich miastach, z uwagi na kontakty z innymi państwami, stawiają na wschodnioeuropejski model pracy, w standardowych godzinach od 9 do 18, z krótką, godzinną przerwą na obiad.
Czasem inspiracja na artykuł przychodzi sama, a czasem ktoś (w tym przypadku czytelnik – bardzo serdecznie pozdrawiam!) zadaje pytanie i.. nie da się odpowiedzieć jednym zdaniem. Tak było w przypadku pytania, czy polecam zamieszkać w Madrycie. Na szybko wypisałam mu plusy i minusy mieszkania w tym mieście, ale postanowiłam rozwinąć temat i odpowiedzieć szerzej, z moimi przemyśleniami. No więc… Czy warto zamieszkać w Madrycie? Plusy i minusy. Oczywiście wszystko z mojej perspektywy i bez żadnej szczególnej kolejności, piszę tak, jak mi przychodziły pomysły do głowy. Plusy mieszkania w Madrycie Madryt to kosmopolityczne miasto Madryt to ogromne miasto, dzięki czemu są tu dostępne wszystkie możliwe rozrywki, teatry, restauracje, cokolwiek sobie zamarzysz. Nawet jeśli przeprowadzisz się sam, nie powinieneś mieć problemów ze znalezieniem znajomych – mieszka tu tyle przyjezdnych osób, które tak naprawdę szukają znajomych, szukają możliwości wyjścia z kimś na miasto pogadania, itp. Jeśli chcesz tu zamieszkać, to polecam skumanie się z Polakami – w moim przypadku kontakty z Polkami mieszkającymi w Madrycie są bardzo ważną częścią mojego życia towarzyskiego, bardzo je doceniam. Oczywiście wiadomo – poza granicami kraju możemy znaleźć i Polaka i „Polaka” – szukaj aż znajdziesz znajomych, z którymi miło spędzisz czas. Ja bardziej szukałam koleżanek niż kolegów – kolegów mam wielu, w postaci znajomych męża, nie brakuje mi męskiego towarzystwa, ale jednak fajnie się spotkać z kimś o podobnej mentalności. Niezła lokalizacja miasta na mapie Hiszpanii Z Madrytu jest całkiem „blisko” do każdego miejsca w Hiszpanii – jest położony dość centralnie na mapie Hiszpanii. Umożliwia to urządzanie wycieczek, zarówno samochodem jak i pociągiem czy autobusami, dostępna jest dobra sieć transportowa. My bardzo często wyjeżdżamy np. na weekend poza miasto, czasami jedziemy tylko na wycieczkę jednodniową jakieś 60 km za miasto, a czasem zdarza się nam pojechać samochodem np. do Santander, 450 kilometrów za Madrytem, albo do jakiegoś innego miejsca oddalonego o 300-400 km. A jeśli już mowa o lokalizacji, to… Lotnisko z milionem połączeń Od lotniska Barajas w Madrycie lepsze w Hiszpanii jest tylko lotnisko w Barcelonie (mam na myśli oferty na przeloty, miejsca docelowe, oferty na loty do Polski itp). Ale z lotniska z Madrytu jest bardzo dużo połączeń, które pozwalają ci, za nieduże pieniądze, polecieć na weekendową wycieczkę (jest sporo lotów od piątkowego popołudnia i z lotem powrotnym w niedzielę wieczorem). My tak już skorzystaliśmy, polecam. Loty zarówno krajowe, wewnątrz Hiszpanii, jak i międzynarodowe. Po co jechać 500 km, jeśli można się przelecieć samolotem? Wygodna komunikacja miejska W Madrycie metro też jest super, wygodne i nie bardzo drogie (bodajże 56 euro bilet miesięczny normalny i 12,10 euro bilet 10 przejazdów). Z tego co mi wiadomo, nieźle funkcjonuje też sieć autobusowa, ale ja w Madrycie znam tylko jeden autobus – ten, który jedzie od naszego domu do pracy mojego męża, bo czasami korzystam, gdy po jego pracy jedziemy np. razem na zakupy. A innych w ogóle nie znam. Możliwości zawodowe Madryt to jedno z miejsc gdzie jest najwięcej pracy w Hiszpanii – co w obecnej sytuacji jest ważne. Znajdziesz tu zarówno fajne, jak i niefajne oferty pracy, wybór należy do Ciebie, ale ze znalezieniem pracy (jeśli znasz hiszpański) będzie ci o wiele łatwiej w Madrycie niż w jakimkolwiek innym miejscu (OK, znowu ta Barca się przepycha do miejsca na podium, jeśli wolisz plażę, to jedź tam). Jeśli chodzi o języki i niekoniecznie biegły hiszpański, dla kogoś, komu jest w miarę wszystko jedno w jakim mieście w Hiszpanii by mieszkał, poleciłabym zacząć poszukiwania właśnie od Barcelony (jeśli to może być praca w stylu obsługi klienta, w eksporcie itp), bo to jest (w moim skromnym odczuciu) najbardziej międzynarodowe miasto w Hiszpanii i taki profil pracownika jest tam dość popularny. Inna sprawa to zarobki. W Madrycie pracuje mnóstwo obcokrajowców, Polaków także rzecz jasna, ale mam wrażenie, że płacąc 1000 euro miesięcznie pracodawca czuje, że otwiera możliwości na świat takiemu pracownikowi 😀 1000 euro to dobra „płaca” jeśli np. jesteś na praktykach i masz 24 lata (tak jak ja gdy byłam na Leonardo da Vinci – moje stypendium to było właśnie około 1000 euro miesięcznie), ja żyłam wręcz w luksusie ? i sporo zaoszczędziłam na wakacje i na nadchodzące chude miesiące. Jednak jeśli chcesz prowadzić normalne życie, zdrowo się odżywiać i nie daj Boże mieszkać samemu – albo wylądujesz na końcu miasta z dojazdem 1,5 h albo wręcz pod Madrytem, no i za 1000 euro miesięcznie nie pożyjesz. Kolejna sprawa to też sytuacja mieszkaniowa w Barcelonie, która przez te historie z AirBnb jest szalona (żeby nie było – ja jestem fanką AirBnb (KLIK jeśli nie wiesz co to albo chciałbyś się dowiedzieć jak dokładnie działa i zgarnąć zniżkę 100 złotych na pierwszy nocleg!), ale w Barcelonie ludzie dosłownie nie mają gdzie mieszkać, bo połowa mieszkań to wynajem turystyczny i rozumiem ten problem). Żadne miejsce nie jest idealne. Jeśli jest praca, to nie ma tanich mieszkań. Jeśli są tanie mieszkania, to nie ma pracy. Takie życie. Jeżeli chodzi o freelance – zależy czym się zajmujesz. Dla mnie jest tu np. o wiele więcej ofert i zleceń, klientów, wydarzeń itp, na których ludzie potrzebują tłumacza ustnego – więc biznes mi tu się kręci. W niedalekiej przyszłości mam zamiar pracować całkowicie zdalnie, więc ten punkt przestanie być dla mnie ważny, ale póki co nie narzekam. Jednak wydaje mi się, że każdy biznes na początku wymaga rozkręcenia się, miej na uwadze ewentualny początkowy czas, kiedy możesz nie mieć klientów, zanim dasz się poznać i odkryjesz sposoby na znalezienie klientów. Jeśli interesuje cię temat pracy w Hiszpanii, to zerknij na moje artykuły na ten temat: PRACA W HISZPANII. Dzielnice do wyboru do koloru… Mieszkaj gdzie chcesz W Madrycie można mieszkać w gwarnym centrum, gdzie będziesz mógł zejść dwa piętra na dół i znajdziesz się w sercu barowej dzielnicy albo w dzielnicy na obrzeżu, co gwarantuje spokój i ciszę. Pamiętaj, że każde rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. Jeśli chcesz mieć kilkanaście barów pod nosem, może się okazać, że w nocy z piątku na sobotę, kiedy wrócisz styrany z trabajo (pracy, jeśli będziesz miał to szczęście, że będziesz ją posiadać), w tych barach będzie się toczyło w najlepsze życie nocne. W Hiszpanii bary zwykle mają pozwolenie na działanie do 12-1 w ciągu tygodnia, a do 2 w weekendy (to tak mniej więcej – każde miasto może mieć własne przepisy), co oznacza, że w taki piątek czy sobotę do 2 w nocy możesz mieć problem z ciszą. No chyba że będziesz pracował w tych barach, to wtedy twój rytm dobowy będzie taki sam, jak nocne życie Madrytu 🙂 Nasza dzielnica (nadal w obrębie Madrytu) jest jak małe miasteczko, dojeżdża tu tylko ten, kto tu mieszka, dla mnie to idealne rozwiązanie (nie lubię tłumów). W 30-40 minut metrem jesteśmy w centrum i możemy sobie iść do teatru czy gdziekolwiek. Więc ten pierwszy punkt że „Madryt to kosmopolityczne miasto” na nas nie wpływa: nie mamy tłumu turystów pod oknem, dzielnica jest spokojna, bezpieczna, ale jednocześnie kasując bilecik za 1,20 EUR jesteśmy w centrum w trymiga. Jak w każdym mieście, są dzielnice ekskluzywne, drogie, ale też dzielnice, które nie są takie ładne i w większości ze starym budownictwem (ale nie takim ładnym, po prostu starym i ze wszystkimi minusami mieszkania w starym budynku, łącznie np. z brakiem windy, co w wieku 24 lat może nie przeszkadza, ale później już tak 😉 ), za to są na każdą kieszeń. Przed wynajęciem mieszkania radzę sprawdzić jak tam się miewa sąsiedztwo 😉 Fajne zarządzanie miastem I nie mam na myśli polityki, bo jak wiesz, nie znam się. Chodzi mi o niektóre rozwiązania dla mieszkańców, takie jak np. możliwość wypożyczenia roweru miejskiego na kartę-bilet miesięczny, zniżkę na bilet miesięczny dla osób poniżej 26. roku życia (jedynie 20 euro na miesiąc na wszystkie strefy! Tanioszka). Jeśli czegoś nie wiesz, to zawsze możesz zadzwonić na infolinię madrycką, a jeśli jesteś antytelefonowy, jak ja, to możesz wykorzystać zdobycze technologii i napisać do konsultanta na czacie! Ostatnio dowiedziałam się w taki sposób kilku rzeczy, więc jak najbardziej polecam. TUTAJ możesz kliknąć i pogadać na czacie (po hiszpańsku) z konsultantem z Urzędu Miasta. No i takich drobiazgów jest sporo, sprawiają one, że miło się tu mieszka. Minusy mieszkania w Madrycie Nie ma morza Dla mnie to nie jest jakiś duży problem, bo mimo że lubię plażę i morze, ogólnie wodę, to nie jestem przyzwyczajona do posiadania ich w moim życiu codziennym. Nie cierpię więc z tego powodu, ale wiem, że dla wielu osób jest to jedna z pierwszych myśli, kiedy przyjeżdżają do Madrytu. Najbliższa plaża Madrytu to chyba Walencja i okolice (350+ km), ale też możemy się wybrać do Alicante (420 km) albo do Almerii (545 km), pięknego miasteczka Salobreña (485 km) albo wręcz na północ Hiszpanii – wspomniana wyżej Kantabria i Santander. Coś tam można wybrać, no ale blisko nie jest. Jest dość drogo Cena mieszkania, cena „życia”, cena wyjścia na miasto, nawet na piwko (małe piwo może kosztować nawet 3,50 euro, podczas gdy w innych miastach Hiszpanii może to być np. 1,50 euro!). Nie wspominam już o wyjściu na kolację – przygotuj 25 euro na osobę co najmniej, a jeśli zapłacisz 20 euro za osobę i dobrze zjesz, to możesz się czuć szczęśliwcem. Wyjście na tapas może wyjść nieco tańsze, ale żeby się najeść, to nie oczekiwałabym wydać dużo mniej. Dodaj transport, niezależnie od tego czy jedziesz metrem (bilecik, cink cink, kasować trzeba), albo autem – oooo, przygotuj się na opłatę za parking rzędu 2-3 euro za godzinę, mam na myśli parking podziemny, bo z góry zakładam, że nie uda ci się zaparkować na ulicy, nie mówię już o bezpłatnym miejscu, ale o takim z taryfą miejską. Cink cink, kasa leci. Jeśli chcesz iść do kina czy do teatru, zdecydowanie polecam stronę ze zniżkami Atrápalo – można tam kupić bilety np. do teatru za znacznie niższą cenę, korzystałam kilka razy. Polecam także mój wpis na temat kosztów życia w Madrycie – jest sprzed 2 lat, ale jest nadal aktualny: Koszty życia w Madrycie. Większe odległości – więcej czasu na przemieszczanie się po mieście No niestety, taka prawidłowość istnieje wszędzie, ale warto o niej pamiętać. Jeśli masz znajomych w Madrycie i myślisz, że będziecie się spotykać z pewną częstotliwością, to podziel liczbę spotkań w miesiącu, jaką sobie zakładałeś co najmniej przez dwa. A może nawet trzy. Dlaczego? Zakładając, że każdy ma własne życie prywatne i jakieś rzeczy niecierpiące zwłoki (lekarz – urząd – zostać w pracy po godzinach), dodaj do tego jeszcze czas przemieszczania się po mieście. Jeśli nie mieszkacie w tej samej dzielnicy, to co najmniej pół godziny, a być może i godzinę. No chyba że uda się wam spotkać jakoś w połowie drogi, ale to i tak zajmie czas na dojazd. Kolejny minus to oczywiście czas potrzebny na przemieszczanie się do pracy. Pół biedy jeśli wiesz już gdzie będziesz pracował i możesz poszukać mieszkania gdzieś blisko, ale tak nie musi być w każdym przypadku. Finalnie może się okazać, że będziesz potrzebował na przykład 45 minut rano na dojazd i tyle samo po południu/wieczorem, aby wrócić z roboty do domu. Mój rekord to były 2 godziny drogi do pracy, na szczęście rano mógł mnie zawozić mąż, ale za to po południu kończyłam pracę o 17 i w domu byłam o 19. Zmęczona. Nie tyle pracą, co tym powrotem, w tłumie i w upale (albo w zimnie – rzadko kiedy mamy miłą wiosenną temperaturę w Madrycie, szczególnie w autobusach podmiejskich czy pociągach). Problemy mieszkaniowe Jeśli masz pracę w Hiszpanii i możesz wykazać swoje dochody, to powiedzmy, że pół biedy. Możesz się poczuć bezpieczniej – może znajdziesz dach nad głową. Jeśli nie masz pracy albo jak ja – prowadzisz działalność gospodarczą, to powoli możesz zapominać o bezstresowym wynajęciu mieszkania. Gdyby nie mój mąż i jego stała pensja, byłabym w opałach, na pewno na mojej drodze do wynajęcia mieszkania w Madrycie stanęłyby jakieś przeszkody. Nie chodzi o to czy prowadząc działalność zarabiasz czy nie, ale o to, że w Hiszpanii prowadzenie działalności nie jest zbyt mile widziane (powiedzmy, że nie wzbudza zbyt dużego zaufania) przez tych, którym masz coś w przyszłości zapłacić. Bezpieczniej przygarnąć na wynajem człowieka na etacie, bo ci autónomos, czyli jednoosobowe działalności gospodarcze są jakieś takie podejrzane, dzisiaj zarabia, a jutro nie, tak sobie myśli przeciętny Hiszpan. TUTAJ więcej szczegółów na temat prowadzenia działalności gospodarczej w Hiszpanii i jak to odbierają Hiszpanie. No i jeśli już znajdziesz mieszkanie i właściciel zgodzi ci się je wynająć (często urządzane są nieformalne castingi – właściciel po prostu wybiera osobę, której chce wynająć mieszkanie, najczęściej jest to ten, kto dość schludnie wygląda i kto pierwszy wyciągnie portfel żeby zapłacić kaucję), to luzik. Aha, bo zgodnie z prawem kaucja powinna być w wysokości miesięcznego czynszu, ale do tego dodawany jest jeszcze depozyt i inne cuda niewidy, po prostu pod inną nazwą, dlatego przygotuj się na ewentualną konieczność zapłacenia za pierwszy miesiąc 3 równoważności czynszu (a tylko jedna z tych opłat to faktycznie czynsz, reszta to kaucja, depozyt itp itp). Nie musi tak być, ale może. W Madrycie jest brzydka zima Nie wyobrażaj sobie palm i słońca. Zima w Madrycie jest dość brzydka, chlapa, zimno, pada, tak od listopada do lutego jest dość depresyjnie. Owszem, nie ma porównania z polską zimą, przyznaję, w ogóle temperatura rzadko spada poniżej zera, a jeśli spadnie jakiś śnieżek, to zaraz stopnieje (raz albo dwa podczas każdej zimy, Hiszpanie mają radochę i Polacy mieszkający w Hiszpanii też, mój Facebook się wypełnia filmikami pt. „śnieg w Madrycie”). Jednak ja w Madrycie marznę o wiele częściej niż w Polsce podczas zimy. Może robię się stara, może to wina tego jak się ubieram, pewnie myślę sobie „a gdzie tam, przecież jestem w Hiszpanii, co się będę grubo ubierać, nawet nie ma poniżej zera”. A potem mi zimno. Ale to tylko tak przestrzegam. Może to nie jest decydujący punkt, a może jest, jeśli ktoś szuka ładnej pogody przez cały rok. Ograniczenia w ruchu samochodowym w centrum Madrytu Jeśli masz starszy samochód to nie możesz wjechać do centrum, bo są restrykcje środowiskowe, ale dla nas przyznam, że to wszystko jedno, bo nigdy się nie pchaliśmy do centrum samochodem, zawsze lepiej metrem. Dlatego też nie powiem Ci dokładnie na czym to polega, ale w zależności od roku produkcji samochodu otrzymasz nalepkę na szybę z odpowiednim oznaczeniem ekologicznym, ile samochód wyrzuca smrodków i innych syfków przez rurę wydechową. Jeśli masz starego grata, to w ogóle nie otrzymasz naklejki i nie możesz wjechać do centrum miasta (oznaczonego na mapie TU). Posiadanie nalepki jest obowiązkowe (jeśli wjeżdżasz do centrum). Ale uwaga, jest jeden trick: jeśli masz samochód z zagraniczną rejestracją, to w ogóle nie musisz mieć żadnej naklejki. Jeśli chcesz wjeżdżać do centrum regularnie, to trzeba zawnioskować o naklejkę, ale jeśli to tylko raz albo kilka razy.. daruj sobie. Inna sprawa to przerejestrowanie auta na hiszpańskie blachy – z tym odsyłam na przykład do Kariny O TUTAJ. A skąd takie ograniczenia w ruchu samochodowym? No właśnie, ponieważ w Madrycie jest spore… ZANIECZYSZCZENIE POWIETRZA Smog, zanieczyszczenie itp. I wiem, że może w Krakowie jest gorzej, albo nawet w Warszawie (nie wiem, nie śledzę raportów czystości powietrza), ale ja wcześniej mieszkałam w Saragossie i oddychałam dobrze. W Madrycie już po kilku tygodniach dostałam czegoś w stylu chronicznego kataru, alergii, nie wiem jak to nazwać, ale chusteczki do nosa są teraz obowiązkowym elementem w mojej torebce. Nie mam astmy ani żadnej poważnej choroby układu oddechowego, jedyne co to alergia, na którą cierpię wiosną (ale to od zawsze). Mam wrażenie, że komfort oddychania nie jest 100-procentowy. Jedni nie zauważą, inni mogą mieć problemy, dlatego wspominam. Hałas nocny Oprócz wspomnianych nocnych imprez, w wielu dzielnicach Madrytu, a już na pewno tych w centrum, nie szanuje się odpoczynku mieszkańców. Owszem, kiedyś musi przyjechać śmieciarka i opróżnić śmietniki uliczne, do których ludzie wyrzucają odpady z domostw, wiem, ale można robić to ciszej. Nie jest niczym dziwnym sytuacja, w której przejeżdżającej śmieciarce, już robiącej dużo hałasu jako pojazd, towarzyszą weseli panowie śmieciarze, którzy śmieją się, rzucają kubłami, puszczają muzykę, a fakt, że ludzie śpią nie wydaje się im w ogóle przeszkadzać. Rozumiem, że nie mogą pracować i nie rozmawiać, ale moim zdaniem mogliby robić to trochę ciszej. Oczywiście jeśli mieszkasz albo przez jakiś czas mieszkałeś w Madrycie i przychodzą ci do głowy inne plusy albo minusy tego miasta, to daj znać – na pewno osoby zastanawiające się nad przeprowadzką docenią takie informacje! (Nudy na pudy, ale obowiązkowe!) NA TEJ STRONIE UŻYWAM PLIKÓW COOKIE, BY MÓC ŚWIADCZYĆ CI USŁUGI I ANALIZOWAĆ RUCH. INFORMACJE O TYM, JAK KORZYSTASZ Z TEJ STRONY, SĄ UDOSTĘPNIANE GOOGLE. KORZYSTAJĄC Z NIEJ, ZGADZASZ SIĘ NA TO. Więcej info
W Polsce przyjęło się, że oznacza to 8 godzin dziennie. Przy 5 dniach pracy w tygodniu skutkuje to 40 godzinami pracy w tygodniu. W przypadku pracy na pół etatu — 40 godzin tygodniowo dzieli się na pół. Wychodzi z tego 20 godzin tygodniowo, które można zagospodarować np.: w ramach 5 dni pracy po 4 godziny dziennie; w ramach 4 dni
The requested URL was not found on this server. Apache Server at Port 80
Jednakże wydarzenia z lutego 2022 roku, połączone z podnoszeniem stóp procentowych przez RPP spowodowało, że znów możemy mówić o zapaści. Różnie można prognozować na przyszłość, ale jedno jest pewne. Jeśli ktoś zastanawia się nad tym czy bardziej się opłaca kupować mieszkanie w przyszłości czy teraz, odpowiedź jest
Odpowiedź Guest W dzisiejszych czasach wiele osób wyjeżdża, zostawia swoje rodziny, najbliższych przyjaciół. Czy tak naprawdę warto wyjeżdżać? Szukać szczęścia gdzie indziej? Ten dylemat dotyczy przede wszystkim młodych ludzi. Postaram się udzielić odpowiedzi na te zagadnienie w poniższej pracy. Osobiście uważam, że w przyszłości warto mieszkać i pracować w Polsce. Pierwszym, a zarazem jednym z najważniejszych argumentów jest rodzina. Są to najbliższe nam osoby, które kochamy, jesteśmy do niech bardzo przywiązani. W tym miejscu należy zwrócić uwagę na to, że to właśnie tu w Polsce się urodziłam, wychowałam, spędziłam swoje beztroskie lata dzieciństwa, a teraz przeżywam najlepsze lata swojego życia. Kolejną sprawą, którą chcę poruszyć są nasi przyjaciele. Jest ich naprawdę dużo, są to osoby, na których mogę polegać w niemal każdej sytuacji. Spotykamy się każdego dnia, razem chodzimy do szkoły, uczymy się, popołudniami spacerujemy, jeździmy na rowerze, rolkach. Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. I gdy jedno z nas wyjechało by zagranicę, była by pustka. Bardzo brakowałoby nam tej osoby, ponieważ jesteśmy bardzo zżyci z sobą. Nie przemawia do mnie argument, że w Polsce jest brak perspektyw na życie. Chociaż jestem jeszcze młoda to już widzę, jak w dzisiejszych czasach trudno o pracę, ale tak naprawdę każdy z nas powoli osiągnie swój wymarzony cel. Warto również zauważyć, że w Polsce są o wiele niższe zarobki niż w innych krajach. Wielu ludzi sądzi, że w Polsce się bardzo mało zarabia. Być może, chociaż wyjeżdżając teraz za granicę także tracimy. Jednym z przykładów jest niski kurs euro, nie opłaca się tak bardzo jak następny argument, którym jest tradycja i obyczaje. Każdy chrześcijanin przywiązany jest do świąt, corocznego uczestnictwa w rezurekcji, pasterce, i wielu innych świętach. Czas swiąt jest dla mnie bardzo ważny. Są to dni, które spędzamy z najbliższymi, dzielimy się opłatkiem, składamy sobie życzenia. Nie wyobrażam sobie spędzania świąt bez rodziny, przyjaciół, będąc kilkaset kilometrów od nich. Oczywiście, są różnego rodzaju środki transportu, ale wiadomo każdy przejazd kosztuje i to niestety bardzo dużo, więc sadzę iż ten argument także potwierdza moją tezę. Teraz przejdę do omówienia jednego z przysłów, którym jest „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Sama jestem tego przykładem, gdzie się nie pojedzie, czy do innego miasta bądź kraju, jesteśmy zafascynowani widokami, kulturą. Wyjeżdżając na wakacje także czujemy się super, odpoczywamy od codzienności, częstych problemów. Mówi się, że jest tam dobrze, ale gdy wracamy do domu, często mówimy : Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”.Jak wynika z przytoczonych argumentów sądzę, iż udało mi się przekonać Państwa, że nie powinniśmy wyjeżdżać za granice. Warto jeszcze wspomnieć, gdy będziemy podejmował decyzję o wyjeździe, postawmy się w sytuacji osoby nam najbliższej, nie zapomnijmy o niej.
Decydując się na dodatkową pracę, warto więc na początku każdego kwartału sprawdzić ogłoszone limity. Nie tylko osoby, które osiągnęły już powszechny wiek emerytalny, mogą dorabiać, nie obawiając się o zmniejszenie świadczenia emerytalnego. Bez ograniczeń pracę mogą podejmować: osoby z prawem do emerytury częściowej;CZY SIĘ OPŁACA MIESZKAĆ I PRACOWAĆ W UK ??? covid 19 CZY WARTO ?? Odpowiedz nie jest taka łatwa trzeba odpowiedzieć na kilka pytań aby znaleś odpowiedz. 1### W JKAKIEJ BRANŻY CHCĘ PRACOWAĆ? A#. Jako pracownik fizyczny B#. Jako pracownik umysłowy 2###. GDZIE CHCĘ MIESZKAĆ W. TARKCIE POBYTU W UK A#. Wynajem mieszkania , domu na własny rachunek B#. Wynajem pokoju 3 ### JEDZIESZ Z MYŚLĄ ZAROBKU I POWROTU DO KRAJU LUB, ZOSTAĆ NA STAŁE Dziś głównie skupie swą uwagę na osobach które nie mają jakiegoś doświadczenia w branży umysłowych pracowników i bedą pracować w magazynach, produkcji, handlu itd. Realistycznie spoglądając na sprawę to w tych branżach wiele się nie zarobi bo około 1100 -1400 funtów. CZY to dużo ? Szczerze niewiele jeśli biorąc kwestie wynajmu domu czy pokoju. Jeśli chodzi o wynajem domu na własną rękę to kwestia wygląda nie optymistycznie iż ceny wynajmu wynoszą od 450- ......2500 funtów i więcej. Wszystko zależy od standardu i lokalizacji. To nie koniec wydatków trzeba się liczyć z kaucją. Do tego trzeba doliczyć co miesięczny podatek lokalny jakieś 100 funtów w zależności od lokalizacji. Następny koszty to takie jak woda, energia, gaz, internet, telefon. Sami przeliczcie i przeanalizujcie fakty. Oczywiście można wynająć pokuj u kogoś koszt to jakieś 80-120 funtów tygodniowo, ale trzeba se zadać pytanie czy dam rade mieszkać z kimś obcym z różnymi ,,humorkami'' Jeśli chodzi o punkt 3 no to jasne lepiej się przemęczyć i wynająć pokuj u kogoś i odłożyć i wrócić do PL. A co jeśli to ma trwać kilka lat no to sami zdecydujcie ...... uwaga na covid 19mini ratka, raty ,pożyczki , 0%,
W mojej pierwszej włoskiej pracy pracowałam od 9:00 do 12:30 i od 14:00 do 18:30. Dodam, że również Włosi narzekają na długie przerwy obiadowe, a szczególnie kobiety, które coraz częściej po narodzinach dzieci są zmuszone przejść na część etatu lub w ogóle zrezygnować z pracy. Ile zarabia się we Włoszech na godzinę?
Czy warto dzisiaj być filantropem?Sytuacja gospodarcza w kraju jaka jest każdy widzi. Delikatnie mówiąc nie najlepsza. Nic więc dziwnego, że wiele osób, szczególnie tych młodszych w poszukiwaniu lepszego życia wyjeżdża za granicę. Wyjazd za granicę rodzi dylemat: co zrobić z mieszkaniem ? sprzedać, wynająć, czy może użyczyć komuś w zamian za opiekę i bieżące utrzymanie mieszkania? Ci, którzy by zdecydowali się na tę ostatnią opcję, czyli użyczenia, mogą się mocno zdziwić. Pani Irena, mieszkanka sąsiedniego z nami powiatu, kilka lat temu wyjechała do Francji. Tam tymczasowo mieszkała, tam pracowała. W kraju zostawiła mieszkanie, w którym mieszkał jej dorosły syn z pierwszego małżeństwa wraz ze swoją rodziną. Ale i on w końcu wyemigrował za matką. Mieszkanie przez jakiś czas stało puste, wlaścicielka bała się, że wynajmie komuś z kim później może mieć kłopoty z wyprowadzką np. wielodzietna rodzina, niepełnosprawny, inwalida itp. A sprzedawać nie chciała ? nigdy nie wiadomo jak będzie człowiekowi na obczyźnie, a tu w kraju zawsze swój własny kąt. Kierując się współczuciem, postanowiła ostatecznie na 2 lata oddać mieszkanie w nieodpłatne użytkowanie znanej sobie rodzinie, w zamian za opłaty i rachunki za media. Czyli oddać w tzw. użyczenie. I wszystko było dobrze do czasu, gdy lokator tego mieszkania wszedł w konflikt z sąsiadem o psa, którego ten posiadał. Powodem konfliktu były psie odchody pozostawiane często na klatce. Na skutek sąsiedzkiego donosu ? ?wiedzą sasiedzi na czym kto siedzi? ? fiskus wszczął postępowanie sprawdzające, w wyniku czego nakazał właścicielce mieszkania zapłacić podatek od tej wartości czynszu, który właścicelka mieszkania dostawałaby, gdyby je wynajęła w tym okresie. Wniosek z tego taki, że dzisiaj nawet fiskus nie uwierzy, że ktoś może być filantropem i oddać obcemu mieszkanie do użytku za darmo. Co innego komuś z najbliższej rodziny, wtedy by można mówić o użyczeniu. Ale gdy użyczający każe biorącemu w użyczenie zapłacić koszty utrzymania lokalu ? użyczenie przestaje być użyczeniem, a staje się najmem. A ten jest opodatkowany. Zaiste, jak cienka być musi dzisiaj granica między tym co w naszym przekonaniu jest dobre, a tym od czego nam przyjdzie zapłacić podatek.Czytałam post Pana Marcina1 o błędach dewelopera i zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Czy ktoś z Państwa miał podobne doświadczenia? Na chwilę obecną jestem zaintersowana kupnem domu (wg proj.: APS 167) znajdującego się na działce na przeciwko bliźniaków aps 149 i aps 192. Serdecznie dziękuję za wszelkie uwagi, refleksje i radyOdpowiedź Guest W dzisiejszych czasach wiele osób wyjeżdża, zostawia swoje rodziny, najbliższych przyjaciół. Czy tak naprawdę warto wyjeżdżać? Szukać szczęścia gdzie indziej? Ten dylemat dotyczy przede wszystkim młodych ludzi. Postaram się udzielić odpowiedzi na te zagadnienie w poniższej pracy. Osobiście uważam, że w przyszłości warto mieszkać i pracować w Polsce. Pierwszym, a zarazem jednym z najważniejszych argumentów jest rodzina. Są to najbliższe nam osoby, które kochamy, jesteśmy do niech bardzo przywiązani. W tym miejscu należy zwrócić uwagę na to, że to właśnie tu w Polsce się urodziłam, wychowałam, spędziłam swoje beztroskie lata dzieciństwa, a teraz przeżywam najlepsze lata swojego życia. Kolejną sprawą, którą chcę poruszyć są nasi przyjaciele. Jest ich naprawdę dużo, są to osoby, na których mogę polegać w niemal każdej sytuacji. Spotykamy się każdego dnia, razem chodzimy do szkoły, uczymy się, popołudniami spacerujemy, jeździmy na rowerze, rolkach. Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. I gdy jedno z nas wyjechało by zagranicę, była by pustka. Bardzo brakowałoby nam tej osoby, ponieważ jesteśmy bardzo zżyci z sobą. Nie przemawia do mnie argument, że w Polsce jest brak perspektyw na życie. Chociaż jestem jeszcze młoda to już widzę, jak w dzisiejszych czasach trudno o pracę, ale tak naprawdę każdy z nas powoli osiągnie swój wymarzony cel. z tej ramki jeszcze i będzie dobrzeWedług danych NBP z 2018 roku sporo Polaków pracujących za granicą to wykwalifikowani robotnicy. W Wielkiej Brytanii, Irlandii, Holandii czy w Niemczech pracę znajdowali betoniarze, zbrojarze, murarze, monterzy rusztowań, brukarze, szpachlarze, piaskarze, operatorzy różnych maszyn, ale także osoby prowadzące prace wykończeniowe czy Dzisiaj rozmawiamy o Kanarach – Wyspach Kanaryjskich! Jako że ja nie mogę opowiedzieć Wam z pierwszej ręki jak to jest mieszkać na Teneryfie (bo nie wiem…), poinformuje Was o tym Barbara, którą w sieci można znaleźć pod kulinarnym adresem: Jeśli interesuje Was kuchnia, to znajdziecie tam przepisy na fantastyczne dania, także hiszpańskie, mówię Wam, blog jest świetny i aż ślinka leci patrząc na zdjęcia potraw! Uwaga, oddaję głos Basi! Hola. Mam na imię Barbara. Na Teneryfie mieszkam od 2012 roku, a zawdzięczam to mojemu mężowi, który mnie tu ściągnął. Z pasji do gotowania założyłam bloga kulinarnego w którym znajdziecie przepisy z całego świata w tym kuchnię hiszpańską. Piszę tam także o mojej wyspie. Teneryfa to piękna wyspa, której bliżej do Afryki niż do samej Hiszpanii. Jakie są plusy i minusa życia na tej wyspie powinien wiedzieć każdy kto planuje w przyszłości pozostać tu na dłużej. A więc zaczynam. Piękna pogoda przez prawie cały rok. Szczególnie na południu Wyspy gdzie mieszkam rzadko występują deszcze. Nie ma tutaj przymrozków ani zimy. Lato jest zawsze upalne, a wiosny bardzo ciepłe. Dodatkowy plus – brak opłat za ogrzewanie. Wspaniałe obiekty, o których wspominam na moim blogu to: Siam Park. Największy w Europie a drugi na świecie wodny park. Loro Park. Prywatny ogród zoologiczno-botaniczny położony w Puerto de la Cruz. Wulkan de Taide. Najwyższy szczyt Hiszpanii. Nie sposób nie zobaczyć wulkanu i nie wybrać się na wycieczkę kolejką linową. Bazylika Matki Bożej z Candelarii jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc pielgrzymkowych w Hiszpanii i największą bazyliką Wysp Kanaryjskich. Naprzeciw bazyliki znajduje się 9 posągów przywódców dawnych mieszkańców wyspy – Guanczów. Współcześnie Bazylika Matki Bożej z Candelarii jest jednym z najbardziej rozpoznawanych symboli Kościoła rzymskokatolickiego na Wyspach Kanaryjskich. Najwięcej pielgrzymów przybywa 2 lutego oraz 15 sierpnia, w główne święta Matki Bożej z Candelarii. Wspaniale atrakcje takie jak: sporty wodne i rejsy statkiem, możesz odkryć Teneryfę z lotu ptaka podczas lotu paralotnią, wycieczki autobusowe wokół Wyspy, wyprawa jeepem, Aqualand, pola golfowe dla fanów golfa. Jest ich tutaj bardzo dużo. Ogromne plantacje bananów, winogron,pomidorów i ziemniaków. Tutaj wszystko smakuje inaczej. Banany i winogrona są słodkie, ziemniaki lekko wodniste i bardzo smaczne pomidory. Huczne obchody karnawału. Dużym plusem życia tutaj jest osobiste uczestnictwo w różnych festynach i koncertach. Ten przepiękny i trwający około dziesięć dni karnawał to wydarzenie kulturalne o znaczeniu międzynarodowym. Największy w Europie a drugi na świecie. Wszyscy mieszkańcy poprzebierani są w różnorakie stroje, towarzyszą temu różne festyny,wybierana jest w tym czasie miss karnawału także wśród małych dziewczynek. Wspaniałe kanaryjskie jedzenie to: owoce morza, kozi ser, queso con mojo canario-czyli ser podany ze specjalnym czerwonym i zielonym sosem. Koniecznie musicie skosztować tego sosu mojo verde oraz mojo picon i oczywiście małych słonych ziemniaczków, które gotuje się w skórce. Tutaj spróbujesz domowych potraw i napijesz się młodego wina a wszystko w niskiej cenie. Piękne plaże. Jest ich tutaj bardzo dużo. Są tutaj złote i piaszczyste plaże, a woda jest błękitna. Złote plaże są: w Costa Adeje-Playa de Duque, Playa de las Vistas y Playa del Camison. Plaże z czarnym piaskiem np Playa de Arena w Los Gigantes. Tańsze mieszkania zwłaszcza na północy i w górach. Często 2-3 pokojowe mieszkanie można wynająć za jedynie 270-300 euro. Opłaty za gaz lub prąd czasem wliczone są w cenę. Mieszkać na Teneryfie – minusy Brak perspektyw na pracę. Praca na tej rajskiej wyspie jest marzeniem wielu osób, jednakże warunki zatrudnienia okazują się często nie realne. Podstawowym warunkiem znalezienia jakiejkolwiek pracy jest znajomość kilku języków obcych niekiedy sam hiszpański nie wystarcza. Szanse na znalezienie jej mają głównie kelnerzy mówiący w językach: hiszpański podstawowy, angielski plus np. rosyjski. Poszukiwani są też kucharze oraz doktorzy. Często jednak jest tak, że praca jest bez kontraktu lub kontakt zaliczany jest do śmieci. Pracownicy są po prostu wykorzystywani. Mogłabym na ten temat pisać naprawdę dużo, ale zostawię to na osobny wpis. Karaluchy i mrówki. Ziemia jest tu bardzo sucha i skalista co sprzyja ich rozwojowi. Pojawiają się one nie tylko w restauracjach, barach, ale i w mieszkaniach. Potrafią mieć nawet i 6 cm długości. Najgorsze są wieczory dlatego jeśli chcesz wybrać się z mężem do knajpki to koniecznie załóż tenisówki. 🙂 Brak wody pitnej w kranach. Kanaryjska woda płynąca w kranach nie jest wodą pitną. Jest chemicznie uzdatnianą, odsalaną wodą oceaniczną, dlatego picie jej na dłuższą metę jest bardzo szkodliwe. Jej picie doprowadzić może nie tylko do poważnych chorób, ale i do śmierci jeśli pije się ją codziennie. Coraz częściej widzi się stojące blisko mieszkań metalowe budki z wodą. Należy umieścić w środku pustą butelkę i wrzucić pieniążka. 1 litr wody z maszyny kosztuje jedynie 10 centów. To bardzo tanio, ale z drugiej strony – woda powinna być dla wszystkich za darmo. Publiczne służby zdrowia są złe a prywatne bardzo drogie. Na samą wizytę do lekarza czeka się do tygodnia, ale do specjalisty już dłużej często od 6 do 12 miesięcy. Jeśli dostaniesz skierowanie na pobranie krwi to pobiorą ci ją najszybciej za miesiąc, a wynik odbierzesz jeszcze miesiąc później. Prywatne kliniki są o wiele lepsze, ale bardzo drogie. Wszystko na Teneryfę przychodzi z opóźnieniem a transport na kontynent jest bardzo drogi. Opłaty za przesyłkę pocztową będą kosztowały Cię o wiele więcej. Pamiętam jak chciałam zamówić coś z Polski, musiałam zrezygnować gdy zobaczyłam, że sama oplata za dostarczenie paczki będzie kosztowała mnie 3 razy więcej niż zamówiony produkt. Nie każdemu to się opłaca. Braki w języku angielskim. Mieszkańcy tej Wyspy są bardzo mili i pomocni, ale niestety nie znają języka angielskiego. Jeszcze na południu jakoś się porozumiesz, ale już na północy nie. Bez znajomości języka jest naprawdę trudno. No, ale jak już pozna się hiszpański to, aby się z kimś dogadać, może zaskoczyć Cię dziwne brzmienie w lokalnym wydaniu – to dialekt kanaryjski podobny do hiszpańskiego spotykanego na Kubie, w Puerto Rico czy Wenezueli. Calima. Kalima jest związana z burzami piaskowymi nad Saharą i transportem pyłów przez wschodnie wiatry. W czasie kalimy na Wyspach Kanaryjskich widzialność spada (przypomina mgłę) i drobne cząstki pyłu pokrywają ulice, domy i inne obiekty. Dla tutejszych Kanaryjczyków kalima oznacza bardzo suche i gorące powietrze oraz temperaturę która przekracza 40 st. C. U wielu osób w czasie trwania kalimy występują problemy alergiczne. Jak sami widzicie życie na Teneryfie ma swoje plusy i minusy. Musicie jednak wiedzieć, że nie wymieniłam ich wszystkich, to tylko ich część. Jest to piękne miejsce, ale dalekie od europejskiego życia. Zajrzyj do Basi: Facebook: Only Tenerife – blog Woow, prawda? Nawet mieszkając w Hiszpanii zadziwiają mnie niektóre rzeczy, szczególnie te wpisane w kategorię minusów. Nie wiedziałam, że woda kanaryjska jest chemicznie uzdatniana, a jej codzienne picie może doprowadzić do poważnych problemów, ani że występują tam mini burze piaskowe. Codziennie możemy nauczyć się czegoś nowego! Czy coś Was szczególnie zachwyciło lub zdziwiło? Byliście na Teneryfie? (Ja nie byłam!) (Nudy na pudy, ale obowiązkowe!) NA TEJ STRONIE UŻYWAM PLIKÓW COOKIE, BY MÓC ŚWIADCZYĆ CI USŁUGI I ANALIZOWAĆ RUCH. INFORMACJE O TYM, JAK KORZYSTASZ Z TEJ STRONY, SĄ UDOSTĘPNIANE GOOGLE. KORZYSTAJĄC Z NIEJ, ZGADZASZ SIĘ NA TO. Więcej info
Wymaga to początkowo wysiłku, z czasem staje się jednak intuicyjne i naturalne. Każda osoba, która zdecyduje się na pracę na stojąco, nie będzie żałować swojej decyzji. Już 2-3 tygodnie wystarczą, aby zauważyć poprawę samopoczucia, zmniejszenie dolegliwości bólowych ze strony kręgosłupa czy lepszą koncentrację.
fot. Adobe Stock, Scott Griessel W domu opieki społecznej w Wiesbaden, gdzie pracowałam przez trzy lata, nasłuchałam się takich opowieści o ludzkich nieszczęściach, że po powrocie do swojej klitki nie mogłam zasnąć. Mieszkali tam przeważnie starzy ludzie, więc można powiedzieć, że był to dom starców – starców wyrzuconych z domu przez synów, synowe, córki, mężów, wnuków… Czasem nie mogłam spać Wtedy otwierałam album ze zdjęciami, by zapomnieć o tragediach innych i nacieszyć się własnym szczęściem. Mój syn, Marcin, przysyłał mi zdjęcia, abym mogła brać udział w życiu rodziny, choć jestem tak daleko. Ślub, narodziny mojej wnuczki Isi, potem wnuka Karolka. Pierwsze kroki dzieci, przedszkole, szkoła. Wreszcie cel – zakup ziemi, pierwsze fundamenty, piętro, dach. Piętnaście lat. Piętnaście lat na obczyźnie, na służbie u innych ludzi, pracy w szpitalach jako salowa, w domach opieki społecznej. Vera, moja pracodawczyni z agencji wynajmu opiekunek, dziwiła się. – Irma, nie rozumiem. Rzuciłaś całe swoje życie, pracę sklepowej po to, by tu podcierać tyłki, szorować zasyfiałe kuchenki i mieszkać w zimnej wilgotnej norze. Po co to? – Żeby wreszcie mieć swoje miejsce na ziemi. Za pensję sklepowej w Polsce tego nie osiągnę. Tu za podcieranie tyłków tak – odpowiadałam. Nie rozumiała. Ona zawsze miała dom, dostatnie życie. Kochających rodziców, kanapki do szkoły, wakacje nad morzem. Ja miałam tylko dom dziecka. Byłam podrzutkiem zostawionym na progu kościoła. Ledwo przeżyłam. Nigdy nie znalazłam rodziny zastępczej. Nikt mnie nie lubił, hołubił. Pewnie dlatego, że byłam zbyt dzika, nieufna, nieprzystępna. Ale nikt nigdy nie nauczył mnie łagodności, dotyku, czułości. Nikt mnie nie kochał – jak ja miałam kochać kogokolwiek? I zawsze, od dzieciństwa, marzyłam tylko o jednym – własnym domu. Piętrowym, z jasną kuchnią, i ogrodem, w którym będą drzewa owocowe i kwiaty. I huśtawka. Ale jak miałam zdobyć ten dom, kiedy z pensji sklepowej ledwie starczało mi na jedzenie? Pracowałam w sklepiku w niewielkim miasteczku, 20 kilometrów od domu dziecka, z którego wyszłam, ukończywszy 18 rok życia. Wyszłam z jedną walizką i zwitkiem pieniędzy, które starczyły na miesiąc. Od gminy dostałam pokój, za który płaciłam grosze, i pracę. Najpierw sprzątałam urząd gminy, a gdy skończyłam kurs rachunkowości – zostałam sprzedawczynią. I to był szczyt mojej kariery. Nie byłam ładna ani specjalnie inteligentna. Za to byłam zacięta i pracowita. Lecz nawet gdybym przenosiła skrzynki z owocami czy chlebem 24 godziny na dobę, to nie dorobiłabym się nawet marnej chałupy, nie mówiąc o murowanym domu. Dlatego wyszłam za Stefana. Miał wtedy 58 lat, ja 28. Był łagodny, dobry i chyba mnie kochał. Problem w tym, że był niezaradny życiowo i jak dostał po dziadkach chałupę na skraju miasteczka – tak w tej chałupie żył. Ale własna chałupa to coś więcej niż wynajęty pokoik przy rodzinie. Chałupa była w ruinie – dwuizbowa, z kuchnią opalaną drewnem i kamienną podłogą. Kibel na dworze pełen pająków i studnia z pompą. Rozpacz. Przez wiele lat próbowałam z tego wykroić coś na kształt domu. Firanki w oknach, serweta na stole, pościel wietrzona na podwórzu. Ale na coś więcej zawsze brakowało pieniędzy. Zwłaszcza że urodził się nam syn. Pewnego dnia mój mąż położył się spać, i już się nie obudził. Pamiętam, kiedy nad ranem poczułam, że coś przydusza mój brzuch – to było jego ramię. Często przytulał mnie we śnie, a ja chyba to lubiłam. Tym razem jednak ramię było wyjątkowo ciężkie i bezwładne. I zimne. Przez długą chwilę leżałam nieruchomo, z ręką trupa na brzuchu, przepełniona żalem. Bo nigdy mu nie powiedziałam, że czułam do niego coś więcej niż wdzięczność, że mnie zauważył, pokochał i dał dom. Że powoli oswoił mnie, nauczył radości z dotyku, przytulania, że z dzikiego zwierzątka zrobił kobietę. Leżałam i bezgłośnie płakałam z żalu, poczucia winy, i strachu. Marcin miał wtedy 10 lat, zostałam sama Przez kolejne osiem lat starałam się przeżyć. Przy zdrowych zmysłach trzymało mnie tylko marzenie o prawdziwym domu. Za płotem był kawałek ziemi, działka budowlana z drzewami owocowymi. Ale żeby ją zdobyć, musiałam mieć więcej pieniędzy. Ludzie z miasteczka wyjeżdżali czasem do pracy za granicę i przywozili pieniądze, za które się budowali. Dlaczego ja nie mogłam? Mogłam. Przygotowałam się – nauczyłam podstaw niemieckiego, dowiedziałam się co i jak, i gdy Marcin skończył 18 lat, powiedziałam: – Jadę do Niemiec do pracy. Mam załatwione miejsce opiekunki u pewnej starszej osoby. Ty jesteś po technikum, masz zawód, zaczepiłeś się w warsztacie, więc z głodu nie umrzesz. Będę przysyłała ci pieniądze, a ty masz kupić tę działkę, a potem, kiedy pieniędzy się uzbiera, zbudujesz dom. Dla siebie i dla mnie. Wrócę, kiedy dom będzie gotowy. Tak? – Tak – odparł mój syn, moja duma. – Kiedy kupisz działkę, prześlesz mi odpis aktu własności, żebym wiedziała, że zrobiliśmy pierwszy krok do naszego marzenia. Za płotem stała chałupa Stefana… Syn przytulił mnie. Był wyższy ode mnie, silny. Zawsze był dobry, rozsądny, mądry. Nie dostałam od życia wiele darów, ale Marcin wynagradzał mi wszystko. I Stefan – ale o tym przekonałam się zbyt późno. Wyjechałam z Polski i przez kolejne 15 lat pracowałam jak maszyna. Wydawałam tylko na jedzenie, na opłaty, i, jeśli nie miałam wyjścia, na lekarstwa. Może to przesada, ale sama wyrwałam sobie trzy zęby, gdy zaczęły boleć. Nie miałam ubezpieczenia, a dentyści w Niemczech są strasznie drodzy. Na szczęście los podarował mi skarb najcenniejszy – końskie zdrowie. Rok po wyjeździe uzbierałam tyle pieniędzy, że syn mógł kupić działkę. Przysłał mi ksero aktu kupna – oprawiłam go i powiesiłam nad łóżkiem, by wspierał mnie, dodawał sił. Musiałam zbierać dalej, na dom Przez te 15 lat co miesiąc dostawałam od Marcina list ze zdjęciem. Zdjęcia narzeczonej, żony, dzieci, wykopu pod fundamenty, cegły… Wysyłałam pieniądze i widziałam, jak moje marzenie nabiera kształtów. Myślałam, że będzie to szybciej, ale kurs marki do złotówki, potem euro, zmieniał się na mniej dla mnie korzystny, ceny rosły. Aż w końcu nadszedł czas powrotu. Dom był niemal gotowy. Co prawda Marcin jeszcze namawiał, bym została rok, żeby go ocieplić, ale nie mogłam wytrzymać. Starość zaczynała się zbliżać wielkimi krokami i chciałam trochę pomieszkać we własnym domu. Spakowałam więc walizkę i wróciłam. Napisałam synowi, kiedy będę, ale nie czekał na mnie na dworcu. Pomyślałam, że może list nie dotarł. Kiedy doszłam do mojego domu, i zobaczyłam go w naturze, niemal zemdlałam. Był piękny. Piękniejszy niż na zdjęciach. Całkowicie wykończony. Zamieszkany. W oknach powiewały firanki, w ogrodzie były jabłonie i śliwy. I huśtawka. Na której huśtała się moja ośmioletnia wnuczka. – Isia! – zawołałam. Dziewczynka spojrzała na mnie, zeszła z huśtawki i podeszła do furtki. – Otwórz – powiedziałam, czując, że wzruszenie odbiera mi dech. – Pani do mamy? – To ja, kochanie, twoja babcia. Po minie dziewczynki widziałam, że jest zdezorientowana i zalękniona. – Tata nie pokazywał ci zdjęć? – zdziwiłam się. – Przyjechałam z Niemiec. Isia odwróciła się na pięcie i pobiegła do domu, krzycząc: – Mama, mama! Na werandę przed dom wyszła moja synowa, Alinka. Widziałam ją na kilku zdjęciach – jak trzyma dzieci, wychodzi ze sklepu… – Słucham panią? – Nie znamy się osobiście, ale pewnie Marcin pokazywał moje zdjęcia. To ja, Irmina, mama Marcina. Alina chwilę milczała. – Pani jest matką Marcina? – zapytała wolno i cicho. To było dziwne... Serce nagle zaczęło mi nieprzyjemnie bić w piersi. – Tak. Ale dlaczego mówisz w ten sposób o swoim mężu? – Mężu? – patrzyła na mnie z osłupieniem, a potem nagle uniosła dłoń do ust. – O Boże, co za drań… Poczułam, jak ogarnia mnie słabość. Nie, jeszcze wtedy rozumem nie pojmowałam, co się stało, lecz moja podświadomość, intuicja już wiedziała. Okłamał mnie. Mój syn mnie okłamał. Tak, kupił działkę, ale dwa lata później sprzedał ją Alinie i jej mężowi. Sam żył za pieniądze przysyłane przeze mnie. Rzucił pracę w warsztacie, kupował sobie ciuchy, motor, jeździł na dziewczyny. I fotografował rosnący dom, który budowali sąsiedzi. Fotografował Alinę z dziećmi i same dzieci. I zdjęcia przysyłał mnie. Wyjechał z miasteczka trzy lata wcześniej – kiedy dom był już skończony, ale jeszcze prawie w stanie surowym. Przypomniałam sobie – wtedy zaczęły się problemy, pisał, że prace się opóźniają, że potrzebuje więcej pieniędzy, bo wymiana jest niekorzystna. Brałam dodatkowe zlecenia, niemal nie spałam, marnie jadłam, byle wysłać mu pieniądze na belki, na cement. Mój Boże… A on skądś wysyłał już nieaktualne zdjęcia domu… I bawił się. Stara chałupa wciąż stała obok domu sąsiadów – zaniedbana, niemal waląca się. Mieszkam w niej do dzisiaj. Pracuję jako pomywaczka i baba do wszystkiego w domu dziecka, tym samym, w którym się wychowałam, dorabiam, sprzątając w przychodni… Mój syn gdzieś zniknął, na koncie w banku nie ma ani grosza. Niedługo może dostanę trochę z niemieckiej emerytury, bo na polską to nie mam co liczyć. A wtedy może będzie mnie stać… nie, nie na własny dom. Na dom opieki, dom starców. Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”
Warto mieszkać i pracować w Bolesławcu Na terenie bolesławieckiej podstrefy powstała hala produkcyjno-magazynowa o pow. 2500 mkw. wraz z niezbędną infrastrukturą oraz budynek biurowy o
Wszyscy wmawiają ci, że powinnaś poszukać pracy poza granicami kraju? My znamy powody, dla których lepiej zostać na miejscu. Grubo ponad milion Polaków wyjechało w kryzysie za granicę – wynika z danych Narodowego Spisu Powszechnego i Głównego Urzędu Statystycznego. To najliczniejsza masowa emigracja Polaków z kraju nad Wisłą od lat 50. Potocznie mówimy, że nasi rodacy za granicę wyjeżdżają „za chlebem” – czyli po prostu za (lepszą) pracą i statusem życiowym. To przede wszystkim efekt dużego bezrobocia na polskim rynku pracy i braku perspektyw szczególnie dla młodych ludzi. W najgorszej sytuacji są absolwenci wyższych uczelni do 25. roku życiu, dla których pracy praktycznie nie ma. Zanim jednak postanowisz poszukać szczęścia za granicą, wykorzystaj swój czas na miejscu. Oto powody, dla których warto zostać w kraju. Wyjazd za granicę to życiowa rewolucja Dobrze się zastanów, czy jesteś na nią gotowa. To nie wycieczka, tylko przeprowadzka na stałe do innego kraju – musisz zatem wykazać się szczególną odwagą, zwłaszcza jeśli jedziesz tam sama. Nawiążesz nowe znajomości, ale najlepszych przyjaciół zostawisz w Polsce. Poza tym w kryzysowej sytuacji (związanej np. ze zdrowiem) będziesz musiała radzić sobie w obcych warunkach. Wyjazd za granicę nie jest zatem dobrym pomysłem w przypadku osób, które są silnie związane z domem rodzinnym i przyjaciółmi, nie mówią biegle w obcym języku, nie są odpornie na sytuacje kryzysowe i boją się zmian. Są osoby, które nawet po wielu latach spędzonych na obczyźnie wracają, bo nie mogą sobie poradzić z rozłąką. Czy naprawdę jest ci to potrzebne? Gdy wrócisz, będziesz musiała zaczynać od zera To jeden z najistotniejszych argumentów. Fakt – jedziesz tam do pracy, zdobędziesz zatem doświadczenie zawodowe i zarobisz konkretne pieniądze. Może nawet uda ci się coś odłożyć. Ale gdy po roku czy dwóch wrócisz do kraju, na polskim rynku pracy zaczniesz od zera. Szczególnie jeśli za granicą chwytałaś się byle jakich zajęć, niezwiązanych z twoim wykształceniem czy umiejętnościami. Nie daj sobie wmówić, że zagraniczny pracodawca wpisany do CV rzuci polskiego pracodawcę na kolana. Rekruterzy często do takiego doświadczenia podchodzą z dystansem. Lepiej zatem zacząć od zera w Polsce i małymi krokami piąć się po drabinie kariery. O tym, jak poradzić sobie po powrocie z emigracji, przeczytasz w osobnym artykule. Wasz związek raczej nie przetrwa Pod warunkiem, że wyjazd za granicę rozważasz będąc w związku partnerskim z mężczyzną, który nie opuści kraju razem z tobą. Możecie sobie obiecać, że będziecie się wzajemnie odwiedzać, dzwonić do siebie i pisać. Ale to nie to samo co kontakt twarzą w twarz. Tutaj piszemy więcej o związkach na odległość. Jeśli wyjeżdżasz na długo, trudno liczyć, że wasz związek przetrwa. Statystyki są nieubłagane. Z szacunków demografów wynika, że emigracja rozbija polskie małżeństwa – wkrótce może się rozpaść co trzecia emigracyjna rodzina. Już teraz w rozłące żyje blisko pół miliona polskich małżeństw. Jeśli zatem rozpadają się zalegalizowane związki, to jaki los czeka te niescementowane? Jeśli nie znasz języka, nie zrobisz kariery „Mój kuzyn wyjechał za granicę, znalazł dobrą pracę, zaraz zaczyna studia. Ale słyszałam od niego, że życia tam nie mają ludzie nieznający języka, są tzw. robolami” – opowiada jedna z internautek. A kolejna dodaje: „Rodzice mojej przyjaciółki przenieśli się całą rodziną za granicę, by coś znaleźć. Do teraz żyją w otoczeniu Polonii, nie znając angielskiego i dorabiając na tym, co się trafi”. Wniosek? Nie łudź się, że bez języka będziesz się liczyć w obcym kraju i zrobisz karierę. W takim przypadku naprawdę lepiej zostać w Polsce i zdobywać konkretne doświadczenie zawodowe, nawet zaczynając od praktyki, stażu czy pracy za grosze. Brak życia osobistego Ten argument również powinnaś rozważyć – wielu emigrantów twierdzi, że odkąd wyjechali do innego kraju, ich życie zaczęło kręcić się praktycznie wyłącznie wokół pracy, z przerwą na zakupy. „Fakt, że emigranci często nie mają życia osobistego tylko praca, dom, praca…” – twierdzi 22-letnia Asia. Podporządkowanie życia sprawom zawodowym to rozwiązanie na krótką metę – prędzej czy później zdasz sobie sprawę, że czas ucieka ci przez palce, a z zagranicznego wyjazdu nie masz praktycznie niczego prócz pieniędzy. A będzie ci jeszcze trudniej, jeżeli przeprowadzisz się do obcego kraju sama, bez bliskich i znajomych. Nie jesteś „u siebie” Po prostu. Polskę albo przynajmniej swoje miasto znasz jak własną kieszeń. Ze wszystkimi się dogadasz i nie ma mowy o barierze językowej. Możesz brać udział w głosowaniach, masz wpływ na otaczającą cię rzeczywistość. A za granicą? Żebyś poczuła się tam jak u siebie, muszą minąć lata. Poza tym o obywatelstwo również nie jest łatwo. Dla osób, które lubią czuć się dobrze w swoim otoczeniu i nie przepadają za zmianami, zagraniczny wyjazd będzie rewolucją, z którą mogą sobie nie poradzić. Pamiętaj, że Polska, jaka by nie była, to twój rodzinny kraj, w którym się urodziłaś i wychowałaś. Warto z tego rezygnować? W Polsce też możesz wiele osiągnąć Wyjeżdżamy za granicę za pieniędzmi. Bo albo na miejscu nie mamy pracy, albo wolimy w innym kraju za to samo zajęcie zarobić co najmniej trzy razy więcej. Tylko że często zapominamy, że w Polsce również można sporo osiągnąć! Nieprawda, że pracy nie ma i że młodzi ludzie skazani są na wegetację oraz „umowy śmieciowe”. Dla najlepszych, czyli ambitnych i pracowitych, praca zawsze będzie. Musisz tylko wykazać się dużą determinacją i dążyć do wytyczonego przez siebie celu, ale opłaci się. Ważne, abyś cały czas się rozwijała i nie marnowała okazji, które mogą zaprocentować w przyszłości. W Polsce naprawdę można osiągnąć sukces. EPN Zobacz także: Praca zdalna. Opłaca się? Można zarabiać, nie wychodząc z domu. Dziwne pytania na kwalifikacyjnej Sprawdź, o co mogą cię zapytać w czasie interview. Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia
Зοն жኜщиጰ
Οхεፂу кեн одапухриср
Хр λխቤикт
Իгա шαճዝሌоγаգ
Եዕиλጾλጴγуዐ щθռևц иж
Ср θτ
ሁекоፆиռխфቡ ኆοኙоջաለυփ
Ծиνахуψа ուпοδ
Бըдаξυռат жθλаቸоյоτ
Нεхрιбив ሾβепэвኜврա
Дኁγιбувι егоղаዱ
Кт քαдрθψиσи псትфуξуվ
Wniosek o zezwolenie na pobyt stały. Aby ubiegać się o zezwolenie na pobyt stały, należy złożyć odpowiedni wniosek. Wniosek trzeba złożyć w dwóch egzemplarzach. Wyjątek stanowią sprawy dotyczące cudzoziemców poniżej 13 roku życia. W ich przypadku wystarczy złożenie jednego egzemplarza.
Ostrzeżenie: spędzenie miesiąca czy dwóch za granicą (lub też stała emigracja) spowoduje ciągłą chęć podróżowania, którą żadna ilość pieczątek w paszporcie nie zaspokoi. Nareszcie poczujesz, że żyjesz, a to diametralnie zmieni postrzeganie wielu spraw. Takie doświadczenie zdecydowanie różni się od kilkudniowego, czy kilkutygodniowego pobytu za proces adaptowania się do nowego miejsca, tworzenie nowych przyzwyczajeń jest przygodą, która sprawi, że Twoje życie już nigdy nie będzie takie 50 powodów, dla których każdy powinien zamieszkać za granicą chociaż raz:Rzeczy materialne nie będą miały tak wielkiego znaczenia jak doświadczenie i wspomnieniaPrzestaniesz czekać na idealny moment, a nauczysz się żyć chwiląNauczysz się jak odpoczywać. Życie za granicą oznacza, że nie będziesz czuł presji, by cały czas zmieniać miejsce, by odkrywać nowe rzeczy. Doświadczysz niezapomnianych wrażeń bez potrzeby ciągłego przemieszczania adaptowania się do nowego miejsca pomoże Ci poznać samego siebieWyjście poza strefę komfortu pomoże Ci przyjąć wyzwania, które los przygotował dla CiebieBędziesz zaskoczony ilością celów, które jesteś w stanie osiągnąćPrzestaniesz szukać wymówek, by wziąć życie za rogi, opanujesz strach przed nieznanymW końcu zrozumiesz, że możesz zrobić wszystko, bez względu na to, gdzie w danej chwili jesteśPoczujesz się jak w domu w zupełnie nieznanych miejscachOdkrycie nowych możliwości popchnie Cię do sukcesuZwiedzanie nieznanych miejsc pobudzi Twoją kreatywnośćNowe doświadczenia zainspirują Cię i pomogą Ci wyjść poza sferę komfortuPodróżowanie pomoże Ci odkryć to, co kochasz, oczyszczając Twój umysł ze wszystkich niepotrzebnych śmieciNauczysz się, jak spędzać czas samemu ze sobą. To jedna z najcenniejszych życiowych może nawet uświadomisz sobie, że nie jest takie ważne, w którym momencie swojego życia jesteś i co robisz. Przyjmij tę niepewność i baw się zaczniesz zmieniać swoje stare przyzwyczajenia, szybko zauważysz, że podejmowanie decyzji dotyczących przyszłości przyjdzie Ci zdecydowanie łatwiejOdkryjesz, że świat jest pełen możliwości (podróże, kariera itd.)Zaczniesz szybko poznawać nowych ludzi i tworzyć przyjaźnie. Podróżujący i ci, którzy właśnie zamieszkali w nowy mieście mają wiele ze sobą wartościowe relacje z nowymi ludźmi, z którymi przyjdzie Ci spędzić dłuższy czas w jednym miejscuPoznawanie ludzi z całego świata pomoże Ci zobaczyć, jak wiele macie ze sobą wspólnegoI jak wiele możesz się nauczyć od ludzi, którzy tak bardzo różnią się do CiebieTwoja pewność siebie wzrośnieA umiejętności językowe zdecydowanie się poprawiąStaniesz się ekspertem w pakowaniu, zdobędziesz wprawę w organizacji spontanicznych wypadów (co jak co, będziesz musiał spakować wiele rzeczy na miesiąc lub dwa pobytu za granicą, prawda?)Umiejętność radzenia sobie w nowych sytuacjach przyniesie Ci zastrzyk życiowej energiiNauczysz się akceptować, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem, a najważniejsze jest wykorzystywanie każdej możliwości do maksimum i uczenie się na błędach (własnych i cudzych)Nauczysz się przyjmować spokojnie niespodziewane sytuacje i uświadomisz sobie, że najlepsze rzeczy zdarzają się kiedy zaczniesz częściej mówić “tak”Będziesz w stanie chwytać dzień bez robienia wszystkiemu i wszystkim zdjęć; pozwolisz sobie na dzień lub dwa bez Instagramu, jeśli spędzisz dłuższy czas za Instagramu, zrozumiesz, że wyczerpująca się bateria nie oznacza końca świata. Nie wahaj się wykorzystać zdobytych umiejętności, które nie wymagają dostępu do technologii, w nowych za granicą nauczy Cię, jak prosić o pomoc i zobaczysz jak wielu ludzi z chęcią udzieli Ci wsparciaZawsze będziesz miał coś ciekawego do powiedzeniaSpojrzysz na życie z nowej perspektywy, co poszerzy Twoje horyzonty myśloweRozwiniesz umiejętności, które przydadzą Ci się na całe życie. Ani szkoła, ani praca nie dadzą Ci tego…a te umiejętności, sprawią, że łatwiej znajdziesz pracęDzięki nawiązywaniu nowych kontaktów za granicą nabierzesz pewności siebie. To pomoże Ci wkroczyć w świat biznesu po powrocie do się, że podróżowanie polega na elastyczności i podążaniem za tym, co życie przyniesieGdy jesteś w podróży, daleko od domu i bliskich, sam musisz radzić sobie z problemami. Skupisz sie wówczas raczej na rozwiązywaniu problemów, zamiast na zamartwianiu się. Nic Cię już więcej nie do perfekcji szybkie podejmowanie decyzji, rozwiązując problemy w ułamku sekundyZaczniesz widzieć w życiu nowe możliwości i nie będziesz wahał się ich wykorzystaćNauczysz się jak dobrze planować budżet i jak wyznaczać jasne cele, by odkryć jeszcze więcejWszystkie przygody sprawią, że pokochasz życie jak nigdy wcześniejPomoże Ci to zrozumieć, co jest w życiu najważniejsze i jak ustalać priorytetyUwaga: wielce prawdopodobne, że połkniesz bakcyla podróżowaniaBierność po powrocie będzie Cię mocno irytować. Aktywność stanie się normą, tak jak ciągłe planowanie kolejnych w kontakcie z ludźmi z całego świata sprawi, że będziesz tolerancyjny i otwarty na różnorodnośćI koniecznie próbuj nowych potraw. Tak, Twoje kubki smakowe będą miały prawdziwą ucztę w różnych zakątkach świataRozwiniesz się robiąc nowe rzeczy z nowymi ludźmiStaniesz się bardziej samodzielny i otwarty na nowe doświadczeniaŚwiat stanie się Twoim domemUświadomisz sobie, jaki jesteś niesamowity!
Work&travel to sposób na połączenie zwiedzania z pracą wakacyjną. Program umożliwia podróż do innych krajów, gdzie studenci szlifują język, poznają kulturę kraju, a czasem zyskują znajomości na całe życie, jednocześnie zarabiając. Programy są realizowane w wielu krajach, dlatego przed wyjazdem warto sprawdzić, gdzie
Wielka emigracja zarobkowa Polaków do innych państw Europy Zachodniej, spowodował znaczny wzrost zainteresowania samochodowymi, osobowymi przewozami zagranicznymi. Nie ma w tym nic dziwnego, ceny transportu drogowego, pomimo stale rozwijających się środków transportu lotniczego czy transportu kolejowego, nadal są niezwykle konkurencyjne. Z pewnością wpływa na to niezaprzeczalny fakt, że pomimo tego, iż kolej czy samoloty mogą być wygodniejszymi sposobami podróżowania, to jednak koszty jakie generuje utrzymanie lotnisk i dworców, a także floty samolotów i pociągów i licznej obsługi, kształtują często astronomiczne ceny, które dla wielu podróżnych są jednak zbyt wysokie. Dlatego też rosnąca popularność, jaką cieszą się przewozy zagraniczne, głownie osób, ale coraz częściej także towarów, będzie z pewnością stale wzrastać. Oprócz oczywistej konkurencyjności cen, gdzie bilet na busa czy autokar za granicę kosztuje często kilkaset złotych mniej niż bilet lotniczy czy kolejowy, to dodatkową korzyścią jest to, że często prywatni przewoźnicy krajowi organizujący przewozy zagraniczne, którzy wysyłają w trasę busy kilkuosobowe, mogą wprowadzić taką trasę przejazdu, że podróżujący zostanie odwieziony do tego miasta, które jest jego miastem docelowym. W przypadku transportu lotniczego albo kolejowego jesteśmy narażeni często na jeszcze dodatkowe niemałe koszty, kiedy z lotniska lub dworca musimy dojechać do przeznaczonej miejscowości. W przypadku lotnisk odległość może wynieść nawet kilkaset kilometrów. W tym wypadku podróżujący poniesie niejako podwójne koszty całej podróży. W Polsce działa obecnie tyle przewoźników, oferujących przewozy zagraniczne, że znalezienie interesującego nas, prawie bezpośredniego połączenia z jednej miejscowości krajowej do drugiej zagranicznej, przebiega błyskawicznie i bez żadnego problemu. Dodatkowo stale powiększająca się sieć dróg powiatowych, krajowych i autostrad, pozwala na szybki i bezpieczny przejazd za granicę, praktycznie do każdego europejskiego kraju. Źródło – busy do Belgii
Zamiast pracować przy biurku w siedzibie firmy, robimy to na domowej kanapie. Niejeden pracownik zastanawia się, czy nie pójść krok dalej i na kilka tygodni (a może i miesięcy) przenieść się do Hiszpanii czy Grecji. Pytanie brzmi: czy możemy pracować z zagranicy? Okazuje się, że tak, ale trzeba wziąć pod uwagę cztery ważne